- Mamo, Fred może do nas jutro przyjechać i zostać na jakieś dwa tygodnie? - zapytał chłopiec.
- Dobrze, ale musisz posprzątać pokój - powiedziała mama, a James jęknął.
Pobiegł do siebie i wysłał Fredowi odpowiedź, po czym zaczął sprzątać pokój. Trwało to dość długo zwarzywszy na to, że robił to po raz pierwszy od jakiegoś miesiąca. Ale to nie był jakiś zwykły miesiąc! To był miesiąc wakacyjny więc bałagan był liczony razy trzy.
Wszędzie walały się brudne ubrania, słodycze, opakowania po nich, papiery, książki (nie żeby James do nich zaglądał), ołówki, odłamki drewna (nie wiadomo z kąt), rzeczy ze sklepu wujka George'a oraz inne rzeczy, które zwykle gromadzą się na podłodze po wakacjach. Po paru godzinach jednak udało mu się jednak to w miarę ogarnąć i poszedł do pokoju brata. Albus, akurat wychodził z łazienki, gdy James wszedł.
- Cześć, co robisz - zapytał James brata.
- Wychodzę z łazienki - powiedział Al.
- Pogramy w gargulki? - zapytał starszy chłopiec.
- Jasne - powiedział młodszy i wyjął grę z szafki.
W pokoju Albusa był większy porządek niż u Jamesa nawet po sprzątaniu, ale powiedzenie o nim ,,czysty" byłoby przesadą. Chłopcy grali w grę dość długo, a później zeszli na kolację. Po niej każdy poszedł do innego pokoju. James zaczął rysować. Niewielu wiedziało, że ma do tego talent, a jego rysunki widziało tylko kilka osób, w tym jego tata, mama, Albus, Lily i Fred oraz ciocia Angelina i kuzynka Jamesa, Cora. Gdy się zmęczył schował dzieło przedstawiające hipogryfa do specjalnej teczki, przebrał się i poszedł spać.
Śnił mu się Hogwart i wszystko, co będzie w nim robił. Miał tam pewne znajomości, np. profesor zielarstwa - Nevill Longbootom, był przyjacielem jego taty. Profesor transmutacji - jego ciocia, Hermiona Wesley, a Mugoloznawstwa - jego dziadek, Artur Wesley. We śnie widział już te wszystkie dowcipy, które miał zamiar zrobić razem z Fredem. Po chwili obraz się zmienił. Był w pokoju z kilkoma łóżkami, prawdopodobnie jego dormitorium. Nagle stanął stopą na jakiejś desce i ukazała się mu książka. Wyjął ją i przeczytał tytuł ,,Księga Huncwotów". Otworzył ją i tu obraz się urwał. James obudził się i spojrzał na zegar. Była 10:13. Wyjął z szafy pierwsze, lepsze krótkie spodenki oraz T-shirt i w pośpiechu wrzucił je na siebie. Założył skarpetki i trampki, po czym wyszedł w pośpiechu z pokoju i zszedł na śniadanie.
Gdy zjadł jajecznicę i wypił sok jabłkowy z owoców z ich ogródka spojrzał na zegarek. Była 10:45. Poszedł do sypialni i wyciągnął z szafki różne przybory do robienia kawałów. Posegregował je i ułożył na półce po jednym egzemplarzu z każdego. Gdy skończył zbiegł na dół w porę żeby zobaczyć Freda, który wychodzi z kominka.
- Cześć - powiedział Freddy.
- Cześć - powiedział James i razem z kolegą udał się do swojego pokoju, pomagając mu wtaszczyć kufer po schodach.
Gdy już byli na górze zajęli się przeglądaniem dobytku Jamesa, przy każdym ,,eksponacie" na półce była napisana ilość jaką James ich posiada. Fred wyjął swoje zapasy, których było o wiele więcej niż Jamesa i do tego miał najnowsze wynalazki swojego taty.
Posegregowali wszystko, mieszając tym samym rzeczy Jamesa, z rzeczami Freda. Po chwili zaczęli planować dowcip na Albusa. Jako, że byli mali i nie mogli używać magii, ani nie mięli różdżek dowcip nie był zbyt wymyślny. Postanowili podrzucić mu łajnobombę. Wiedzieli też, że chłopiec już się przyzwyczaił, że jak w domu są i James, i Fred na raz to lepiej zamykać pokój.
Używał klucza z łazienki więc jak szedł do łazienki to go zabierał tak od zasady, że trzeba się zamykać w łazience (James go kiedyś nastraszył, że jeśli tego nie zrobi to zaatakują go chimery). Właśnie w ten sposób starsi chłopcy mieli szansę na podrzucenie łajnobąby.
Wcześniej starannie się przygotowali. W całej willi Potter'ów były takie same klucze do łazienek. I to dawało szansę. Wzięli klucz z jednej z nich i poszli pod pokój Ala. Czekali jakiś kwadrans i usłyszeli wyciąganie klucza z zamka, po chwili rozległ się dźwięk zamykania drzwi i przekręcania klucza w zamku. To dało chłopcom szansę. Włożyli klucz, szybko rozłożyli kilka łajnobomb (przy drzwiach łazienki, na łóżku, w szafie i na krześle przy biurku) po czym ewakuowali się z pokoju. Zamknęli drzwi i przez ,,przypadek" zostawili klucz w zamku. Chwilę później usłyszeli dźwięk spłukiwania wody, odkręcania kranu, a później otwierania drzwi.
Zanim tamte uderzyły w ścianę uderzyły w łajnobąbę powodując jej wybuch. Usłyszeli jak Albus biegnie do drzwi i próbuje włożyć do nich klucz. Gdy nie może biegnie w stronę okna wdeptując tym samym na kolejną łajnobąbę. W tym czasie chłopcy wyjęli oko dalekiego zasięgu. Włożyli małą gałkę przez szparę, a tamta się powiększyła i stała niewidzialna. Chłopcy zobaczyli, jak Albus ucieka z miejsca wybuchu i biegnie do drugiego okna. Tym razem za łóżkiem.
Wchodzi na mebel i kolanem naciska na kolejny woreczek, a tamten wybucha. Wtedy chłopiec biegnie do szafy i tam chce wyjść tajnym przejściem. I kolejny wybuch! Potem zrezygnowany podchodzi do biurka i bierze chusteczkę (bo nie ma ubrań, których mógłby do tego użyć) i zatyka nią nos, dziękując sobie, że poprosił rodziców, aby kupili mu takie które nie przesiąkają żadnym zapachem i wiecznie pachną miętą. Wziął sobie nawet kilka i nałożył na nos po czym odetchnął z ulgą i usiadł na krześle. Idealnie na samym środku łajnobąby. Chusteczki już nie pomagały! Pobiegł do drzwi i zaczął w nie walić. W tym samym czasie pod jego pokuj przybiegła Lily, która spojrzała na pokładających się ze śmiechu jedenastolatków i przekręciła klucz w zamku.
Albus natychmiast wybiegł z pokoju, a pozostałą trójkę zalała fala smrodu. Chłopcy już się nie śmiali, tylko razem z Lily uciekali przed smrodem. Tamten natomiast łapczywie wdychał powietrze. Po czym również pobiegł, jednak smród mu nadal towarzyszył. Wybiegł na dwór i doeszedł do stawu, a tam zobaczył, że ma lekko mokre spodnie (gdy łajnobąba wybuchnie będąc przyciśnięta może lekko zmoczyć to pod czym jest, bo ciepłe powietrze z środka skrapla się).
Brunet (czarne włosy) zobaczył swoje rodzeństwo stojące w pobliżu lasu. Podszedł do nich i zobaczył, że gdy był już dziesięć metrów od nich tamci zaczęli uciekać. Narażając własne życie wbiegli do domu i pognali do pokoju Jamesa i tam zamknęli drzwi na klucz. Rodzice już dawno nałożyli na nie zaklęcie antyzapachowe, bo z ,,niewiadomych" powodów często wybuchały tam łajnobąby. Mimo wszystko spryskali powietrze miętowym odświeżaczem, którego James miał całkiem spory zapas.
Po chwili usłyszeli, jak Al się do nich dobija. Jako, iż oko dalej go śledziło zobaczyli na ekranie jego minę i o mało nie popłakaliby się ze śmiechu. Jednak im dłużej chłopiec ją miał tym bardziej cierpliwość dzieci w ,,schronie" się kończyła i już po chwili, James i Fred tarzali się po ziemi ze śmiechu, a Lily starając się zachować powagę tylko się trzęsła (ze śmiechu) i zatykała usta ręką.
Wesoły nastrój jednak szybko się rozwiał, bo dzieci usłyszały dzwonek do drzwi. Albus od razu pobiegł otworzyć, a reszta niechętnie otworzyła drzwi i pobiegła za nim wcześniej nakładając mugolskie maski tlenowe, które przywiózł Fred. Gdy byli już na dole zobaczyli czerwoną z wściekłości mamę i tatę, których zachował spokój. Albus natomiast zawzięcie tłumaczył rodzicom sytuację.
- Jamesie Potterze! - zagrzmiała matka. - Jak mogłeś zamknąć brata w pokoju, w którym były łajnobąby! Czy ty nie rozumiesz, że on mógł się udusić?! - krzyczała.
- Na jego miejscu, bym zwyczajnie poszedł do łazienki po odświerzacz do powietrza. Ostatnio widziałem, że ma - powiedział spokojnie James, przyzwyczajony do takiej reakcji matki. Albus palnął się ręką w głowę.
- Dlaczego, o tym nie pomyślałem - mruknął pod nosem, co wywołało uśmiech na twarzy Jamesa, który natychmiast zniknął, gdy dotarły do niego słowa matki.
- Masz szlaban! Uporządkujesz wszystkie książki w naszej bibliotece. Tematycznie - krzyknęła, co wprawiło Jamesa w osłupienie. On prawie nigdy nie zaglądał do książek, a co dopiero żeby znał ich tematy!!! - Teraz!
James powlókł się do biblioteki razem z Fredem. Ten szlaban ma przynajmniej jedną dobrą stronę! Biblioteka była najbardziej oddalonym pokojem od sypialni Albusa! Gdy doszli zastali tam tatę Jamesa.
- Ta kara jest trochę za surowa - powiedział mężczyzna.
- I to jak - powiedział jego syn.
- Wiesz, co? Twój dziadek byłby z ciebie dumny. On też zawsze robił kawały, gdy był mały - tymi słowami Harry wprawił dzieci w osłupienie. - A, co do kary, to poukładam magicznie wszystkie książki, ale musicie spędzić w bibliotece trochę czasu. Chodźcie, pokażę wam coś.